fbpx Skip to main content

Koszyk

SZUKASZ ZMĘCZENIA CZY PROGRESU ?

Dzisiejszy post będzie dość luźny i będzie raczej zbiorem moich spostrzeżeń na temat tego, czego oczekują osoby przychodzące na trening. Zastanowimy się, czy tak bardzo powszechne w ostatnich latach treningi, które są wprost wyciągnięte z przygotowań wojskowych, to dobry sposób na aktywność? Inaczej mówiąc, czy trening, po którym nie szukasz wiadra, do jakiego można zwymiotować, jest w ogóle treningiem wartym ruszenia swoich 4 liter z domu?

MILITARYZACJA TRENINGU, CZYLI: TAK JEST PANIE KAPITANIE!!!

Od czasu, gdy crossfit z dużym przytupem wszedł w świat sportu, obserwuje się wysyp zajęć w fitness klubach typu Tabata, cross trening, trening obwodowy, trening funkcjonalny itp. Wszystkie one mają jedną zasadniczą wspólną cechę, a mianowicie są wykonywane do „zarżnięcia”. To treningi, po których kładąc się ze zmęczenia na podłodze, zostawisz po sobie odbitą mokrą plamę, niczym po zwłokach zakreślonych białą kredą, jak to można zobaczyć w Amerykańskich filmach.

Takie podeście jest cenione w wojsku, ponieważ, jak odkryli psycholodzy, wspólne cierpienie zbliża ludzi. Żołnierze, którzy razem przechodzili przez ciężkie szkolenie, byli bardziej zgraną kompanią na polu bitwy. Mieli do siebie większe zaufanie, szacunek i chcieli ze sobą współpracować. I uwaga teraz ciekawostka! Im szkolenie było cięższe, tym jednostka stawała się bardziej elitarna i lepiej ze sobą współpracowała!!!! Wiedząc o tym, powinniśmy się domyślić, czemu jednostki specjalne, mają tak potwornie ciężkie szkolenia. Ten sam mechanizm działa podczas zajęć grupowych z nastawieniem na zajazd uczestników. Im większe wspólne cierpienie dzielicie w grupie, tym bardziej się zżywacie i zaczynacie się lubić. Zresztą większość osób ma ochotę po skończonym treningu powiedzieć do kumpla obok: “Kurw….. ale było dziś ciężko. Dobrze, że moja mama tego nie widziała, bo by powiedziała: Synuś, co ty odwalasz na tych fietnesach. Dobrze, że mam ciebie brachu.”

Trening, który powoduje u nas zmęczenie, doprowadza do dużego wyrzutu endorfin. Są to substancje, które są produkowane fizjologicznie w naszym organizmie celem tłumienia bólu, który może się pojawić podczas intensywnego wysiłku. Kiedyś było to dużo istotniejsze, ponieważ podczas zwykłej przechadzki na spotkanie ze znajomymi nasz przodek mógł zostać na przykład zaatakowany i zraniony przez tygrysa szablo-zębnego. Endorfiny sprawiały, że ból nie był odczuwalny od razu. Ucieczka była ważniejsza niż odczucie bólu. Endorfiny mają jeszcze jeden ważny cel, a mianowicie powodują stan euforii i dobrego samopoczucia. Dlatego spieprzając przed tygrysem, może ludzie pierwotni byli w zagrożeniu, ale za to byli szczęśliwi. 😛 Wydaje się Wam to dziwne? A w dzisiejszych czasach niby dlaczego mamy taki wysyp sportów ekstremalnych ? Skoki ze spadochronem, skoki na linie, paralotnie itp. To celowe uruchamianie sytuacji zagrożenia, aby nasz mózg po wykonanym skoku został zalany kompocikiem z endorfin. To samo jest z treningiem! Wiele osób, jeśli nie dostanie strzału endorfin, to uważa, że trening był stracony, a trener powinien dostać nagrodę nudziarza roku. Czy słusznie?

ŻYCIE TO BITWA JAK W GWIEZDNYCH WOJNACH!!!!!

Wszyscy lubimy wyzwania. Jest to po prostu wpisane w naszą ludzką naturę. Jeśli nie stawialibyśmy sobie poprzeczek, to dalej naszym domem byłaby jaskinia, a miejscem spotkań ze znajomymi co najwyżej pięciogwiazdkowy szałas. Rozwój i chęć dążenia do celu jest częścią ludzkiego procesu ewolucyjnego. Jeśli nie rozwijamy się i nie przełamujemy swoich barier, to po jakimś czasie tracimy chęć do życia, co często kończy się wypaleniem zawodowym, złością na własne życie, a nawet w skrajnych przypadkach depresją. Życie to wojna, a my jesteśmy, jak Luke Skywalker walczący z przeciwnościami losu, które nazwiemy na potrzeby tego artykułu (a jakże) Darth Vader. Trzeba się tylko zastanowić, czy w każdym dniu Twojego życia musisz być Lukiem walczącym z gościem z astmą ? Czasem po prostu musisz wyluzować, aby wrócić z nową siłą i pomysłami na siebie. Nie inaczej jest z treningiem. Ciągłe przekonanie, że jedyny dobry trening, to taki z którego wychodzę mokry, jak miss mokrego podkoszulka nie jest do końca ok. Jest co prawda fajnie, bo po treningu skoczyły endorfinki (które uzależniają), ale ze swoimi postępami ciągle stoisz w miejscu. Trening nie zawsze musi być wojną na śmierć i życie. Może być małą potyczką, która z każdym kolejnym treningiem będzie miała większą ilość wrogów. Tak właśnie buduje się postępy.

Każdy sportowiec wie, że regeneracja jest tak samo ważna, jak trening. To właśnie podczas regeneracji dochodzi do wzmocnienia mięśni, stawów i układu nerwowego, abyśmy następnym razem byli silniejsi, co inaczej nazywamy postępami lub (uwaga teraz będę udawał poliglotę) progresem.

O WSZECH WIELEBNE CIERPIENIE JAK JA CIĘ UWIELBIAM.

Dzisiejsze czasy są trochę dziwne. Żyjemy w Europie, gdzie nikomu nie brakuje jedzenia, każdy z nas ma ciepły dom, posiada samochód, stać nas na mniejsze lub większe wakacje i zwiedzanie świata, (oczywiście, jeśli nie jesteś leniwy i Twoim ulubionym zajęciem nie jest picie piwa przed telewizorem, to wszystkie wyżej opisane dobrodziejstwa są w Twoim zasięgu). Mimo to jednak wielu ludzi, jeśli się ich zapyta, czy są szczęśliwi, odpowiedzą, że nie, bo- i tu się zaczyna litania: politycy to złodzieje, nie stać mnie na Audi takie jak ma sąsiad, a tak w ogóle to wyglądam, jak pączek, bo te wszystkie tabletki co miały mnie odchudzić, odchudziły tylko mój portfel. Biorąc pod uwagę to, że dla mojego dziadka problemem była niemiecka armia, która zabiła mu pół rodziny i w każdej chwili mogła ponownie wparować mu do mieszkania i zabić koleją połowę, to te Twoje audi i tabletki są jakby to powiedzieć… Nie do końca są istotne…?? Jesteśmy smutni, bo się nie rozwijamy i nie realizujemy swoich planów, bojąc się ruszyć z miejsca. Mój dziadek bał się wyjść z domu wieczorem, bo ktoś mógł mu odstrzelić głowę, a Ty boisz się zmienić pracę ? SERIO?

Narzekanie bierze się również stąd, że w dzisiejszym świecie zmęczenie, czy wyczerpanie organizmu traktujemy jako pewien status sprawiający, że czujemy się lepiej, bo jesteśmy lepsi od tej całej bandy ziemniaków kanapowych, co w ogóle nie chodzą na siłownie. I tu pojawia się drugie ekstremum. Albo ktoś się nie rozwija wcale, albo robi to za wszelką cenę, bo wydaje mu się, że „No pain no gain”. I żeby nie było, to dotyczy również mnie! Od najmłodszych lat słyszałem od rodziców lub nauczycieli w szkole, że aby odnieść sukces muszę po nocach siedzieć i czytać co Albert Einstein jadł na kolację, bo muszę być tak łebski, jak on. Pracować będę musiał po 12 godzin, rujnując swoje zdrowie, życie rodzinne, znajomych i tak dalej. Taka jest cena sukcesu mój drogi, pracuj ciężko. Jeśli podobnie potraktujemy aktywność fizyczną, to bierzemy udział w wyścigu w kierunku chorób i dysfunkcji. Lekarz dr Meyer Freidman nazwał to zjawisko jako “choroba pośpiechu”.

JESZCZE TYLKO 150 PADNIJ POWSTAŃ I MOŻESZ IŚĆ DO DOMU.

Jak działa taka militaryzacja fitnessu? I tak ten artykuł cięgnie się, jak papier w toalecie, więc jeśli jeszcze tu jakimś cudem jeszcze tu jesteś to dla rozluźnienia mam do Ciebie drogi czytelniku kilka pytań. Spoko nie będzie kartkówki, więc odpowiadaj szczerze, bo i tak nikt cię nie odpyta.
Czy uważasz, że te stwierdzenia są prawdziwe?

– Nie ma bólu, nie ma zysku. Musisz cierpieć, aby uzyskać rezultat.
– Więcej to zawsze lepiej. Przecież to tak samo, jak z pieniędzmi.
– Trening to nie jest zabawa, to jest obowiązek i walka o lepsze jutro.
– Jesteś tak dobry, jak Twój ostatni trening.
– Do każdej serii podejdź, jakby to była ostatnia seria.
– Kiedy nie wykonam treningu, czuję się przegrany.

Jeśli w na większość pytań odpowiedziałeś „Tak”, to wkroczyłeś na drogę wojenną z własnym organizmem. Bitwa toczy się między Tobą a Twoim ciałem, a polem bitwy jest siłownia. Nie uważasz, że powinniście działać razem jak Pinki i Mózg, bo tylko wtedy uda się Wam zawładnąć światem? Wojna jak każda inna niesie ze sobą ofiary. Musicie wiedzieć, że trenować można na różne sposoby i rzyganko w kiblu po zajęciach, nie uczyni Was lepszymi. Sprawi jedynie tyle, że nauczycie się jaki detergent najlepszej usuwa resztki schabowego, jaki zjedliście na obiad. Trenując tylko w ten sposób, mocno wyniszczamy nasz układ nerwowy i nie damy rady długofalowo osiągnąć progresu. Wytrzymałość to tylko jedna z cech motorycznych człowieka. Powinniśmy jeszcze zadbać o takie zdolności jak siła, zwinność, koordynacja, moc itp. Co więcej, trenując w ten sposób, nie da się utrzymać stałych postępów. Nie wiesz nawet, czy się rozwijasz, bo jedyne co cię interesuje to zmęczenie od wykonania 450 pajacyków na czas w takim tempie, że zastanawiasz się, czy sam się tym pajacem nie stałeś.

TO CO ROBIĆ PANIE MĄDRALO ?

Teraz krótko i zwięźle kilka rad od Pana mądralińskiego:

– Pamiętaj, że aktywność fizyczna jest dla nas, a nie my dla niej. Jest to przywilej i nagroda, a nie smutny obowiązek, jak golenie się o 5 rano przed lustrem.

– Wplataj treningi siłowe, w których łatwo monitorować progres. To właśnie progres jest tym, co nas powinno interesować na siłowni, zamiast tylko koszuli pełnej potu, jakby pralka w domu zwariowała i zapomniała co to wirowanie.

– Rób dni przerwy i nie przesadzaj z ilością treningów do zajazdu. Optymalna ilość to 2-3 w zależności od Twojego celu i stopnia zaawansowania. Mocne treningi nie są złe. Złe będzie przesadzanie z nimi i wykonywanie tylko tego typu treningów.

– Wprowadzaj treningi cardio, jako lżejszą formę treningu wydolnościowego.

– Pamiętaj, że więcej nie znaczy lepiej i jest to pułapka tak samo podstępna, jak dodanie ciut więcej soli do zupy. Awantura w domu o przesoloną zupę gotowa.

– Dojdź ze swoim ciałem do kompromisu. Naucz się go słuchać, a nie toczyć z nim wojnę. Naucz się rozróżniać przemęczenie od zwykłego lenistwa, bo to zupełnie dwie inne sprawy. Dodatkowo pozwoli ci to na uniknięcie urazów, jakie mogą się pojawić od nawarstwiającego się treningu.

Trening traktuj jak przygodę, a nie cel, który musisz osiągnąć za wszelką cenę. Pozdrawiam !!!

Źródła:

Własna chora głowa
Tomasz Olszewski trener

Artur Jobda

One Comment

Leave a Reply